EXPEKT.COM

piątek, 25 lutego 2011

Kilka godzin po meczu z Bragą

Z definicji blog jest miejscem osobistych wyznań, relacji, wygłaszania opinii. Jednak definicje mało mnie obchodzą, więc dzisiaj wpis odda osoba, która na piłce zna się tak jak ja, a może i lepiej. Człowiek, który zna zapach szatni Lecha Poznań, a przy okazji jest moim serdecznym kolegą :)


Liverpool nie dla Lecha. Poznańskim zawodnikom nie przyjdzie zmierzyć się z angielskimi tuzami, a wszystko przez (to chyba nie będzie zbyt eleganckie, ale na pewno nie odkrywcze) Jose Marii Bakero. Hiszpan nie pokusił się bowiem o wymyślenie różnych wariantów gry, zawalił mecz pod względem taktycznym i na dodatek widoczne były rażące braki w przygotowaniu fizycznym drużyny oraz nieprzydarzający się poznanianom chaos w obronie.

Hiszpan miał taki pomysł na to spotkanie - Lechici mieli operować piłką, zagrywać do Semira Stilicia, który miał skupić na sobie uwagę środkowych obrońców Bragi jako napastnik i szukać wbiegającego z lewego skrzydła Artomsja Rudnevsa. Elementem zaskoczenia miały być prostopadłe piłki za plecy obrońców, z których bramki miał strzelać (jak w Poznaniu) właśnie łotewski snajper. Cofniętym napastnikiem miał być Kriwiec, a skrzydłowym Kikut. Podkreślam jeszcze raz słowo “miał”, bo żadne z tych założeń nie wypaliło. Jedyna groźna akcja z pierwszej części meczu to zagranie na lewe skrzydło do Kriwca (czy on tam przypadkiem nie spędził całej zeszłej, mistrzowskiej wiosny?) i niedokładne wykończenie akcji przez “snajpera” Stilicia, który w lidze strzelił w tym sezonie jedną bramkę i to z karnego. Krótko mówiąc w ofensywie panowało hasło “ja nic nie wiem, idź sam”. Takie ustawienie miało też negatywny wpływ na obronę. Gdy poza boiskiem opatrywany był lewy obrońca Lecha Gancarczyk (ten chociaż zagrał lepiej niż przed tygodniem) to automatyczną reakcją każdego lewego pomocnika, np.. Wilka, który uczynił tak wczoraj kilka razy, jest cofnięcie się do linii obrony i wypełnienie luki po koledze. A że na lewej stronie grał Rudnevs to takiego odruchu nie można było po nim się spodziewać. Efekt? Gol dla Bragi. Na dodatek w tej sytuacji nie wiadomo gdzie przebywał Arboleda, który zamiast Bosackiego powinien był wślizgiem blokować wstrzeloną piłkę, a jedynym defensorem w polu karnym był zagubiony, nie za bardzo czujący europejskie tempo gry debiutant Wołąkiewicz.

Czy wyciągnięto z tej akcji jakieś wnioski? Skądże. Rudnevs wciąż z premedytacją odpuszczał krycie zostając w okolicy środkowej linii, a lewego obrońcę Bragi naciskał a to Kriwiec, a to Injać, a to Djurdjević. Czasem nawet Stilić zapędzał się w te rejony. Beznadziejna, niezrozumiała, kluczowa dla przebiegu spotkania i obciążająca konto Bakero decyzja. Zmiana ustawienia na normalne nastąpiła dopiero w drugiej połowie, gdy było już 0:2, choć piłkarzom Lecha zdarzyło się w pierwszej odsłonie dwukrotnie, jakby poza kontrolą trenera i jedynie na chwilę pozamieniać się pozycjami.

Czemu w drugiej połowie wszystko wyglądało lepiej? Po pierwsze powrót do nominalnych pozycji. Kriwiec jako defensywny pomocnik sprawdza się bodaj najlepiej, bo jest tym, kto podejdzie do obrońców, rozprowadzi piłkę, pociągnie z nią, czasem pokusi się o odbiór. Szkoda tylko, że tak samo gra Murawski i Bandrowski, więc trzeba będzie mu poszukać innej pozycji. Jedyny minus u Bialorusina to maniera zwalniania akcji. Ale na nic się zdały jego starania, bo występ zaliczył i tak gorszy niż przed tygodniem. Po drugie było komu zagrać piłkę na skrzydło, choć występy Kiełba i przede wszystkim Wilka były zdecydowanie poniżej ich możliwości. Próbkę umiejętności Wilk dał tylko raz, gdy trafił w poprzeczkę, ale czy nie jest rolą trenera uwypuklanie atutów piłkarza? Swoim, czyli silnym uderzeniem z lewej nogi Lechita wykazał się jedynie z przypadku. Walorem Kiełba jest drybling, lecz co po nim jeżeli zamiast stworzenia przewagi przynosi on stratę po odbiciu się od drugiego czy też trzeciego rywala. Najlepiej na boku zagrał kartkowicz Kikut, który w pierwszej połowie jako pomocnik jednak mimowolnie cofał się do linii obrony i widać było, że tam jest jego miejsce na co dzień, a najwięcej pożytku w ofensywie przynosi obiegając skrzydłowego, a nie będąc nim. I po trzecie, Braga pozwoliła Lechowi pokopać trochę piłkę.

Ostatnia zmiana dokonana przez Bakero to wprowadzenie Vojo Ubiparipa i wtedy pierwszą myślą było - brawo za odwagę, będzie element zaskoczenia po zmianie ustawienia na 4-4-2. Pozory mylą. Ubiparip i Rudnevs biegali jakby na tej samej pozycji, mieli te same zadania. Serb próbował cofać się po piłkę w głąb boiska, ale zawsze kończyło się to niedokładnym przyjęciem. Znów jakby trener nie wiedział, że to prawdziwy lis pola karnego, a przynajmniej tak się go przedstawia. Wniosek? Lechici wyglądali jakby ani razu nie przećwiczyli tego ustawienia!

I na koniec dwa gwoździe do trumny. Długie podania podczas meczy w Poznaniu były jeszcze zrozumiałe, z powodu jakości murawy. W Bradze warunki do gry były doskonałe, więc przerzuty zakrawały na piłkarska zbrodnię. Raził brak pomysłu na grę. Żadnych prostopadłych piłek, zero gry bez piłki, zejścia na pozycję, ani razu nikt nie uciekł obrońcom. Powód tego jest oczywisty i przyznał to sam Marcin Kikut w pomeczowej wypowiedzi. Mianowicie brakowało dynamiki, albo inaczej. W ogóle nie było dynamiki. O ile Kriwiec i Stilić zawsze byli wolni, o tyle Bosackiego nie wyprzedził w Polsce nikt, a i w Europie mało komu ta sztuka się udała. Wczoraj Bosego wyprzedziłby chyba sam Kotorowski. Do kogo można mieć o to pretensje jak nie do Bakero? Hiszpan po raz drugi udowodnił, że nie ma pojęcia jak przygotować ekipę w tak długim jak polski okresie przygotowawczym. Rok temu Polonia zaczęła od 0:3 z Lechem, teraz Lech przegrał z m.in.. z Polonią.

Z porażki zawsze można wyciągnąć lekcję oraz pozytywne wnioski. Mój jest taki - Lech może skupić się na lidze i PP. Jeśli nie przegra z Widzewem, a po tygodniu przerwy (bo można nabrać świeżości w tydzień, co udowodnił jesienią właśnie Lech - patrz mecz z Polonią B. i Juve po 10 dniach) to awans w dwumeczu z Czarnymi Koszulami będzie możliwy. Co więcej, Lechici nie będą już mogli wracać każdego czwartku do swojej kochanki jaką była Liga Europy, ale skupią się na związku z małżonką, którą jest nasza Ekstraklasa. Oby zaczęło się między nimi układać, jak niegdyś.

Karol Mansfeld

Kwestia sporna: Czy Kotorowski popełnił błąd (nie sugerujmy się słowami komentatorów)

1 komentarz:

  1. Zapominajac na chwile o dziwnym ustawieniu Bakero i fatalnej formie calej druzyny zastanawiam sie nad tym co my mamy grac w tym sezonie? Myslalem, ze Bakero postara sie zrobic z Lecha druzyne szybko operujaca pilka, grajaca ladny dla oka futbol tym bardziej, ze umiemy tak grac. Tymczasem po trzech oficjalnych meczach mamy toporna typowo polska kopanine bez ladu i skladu. Dlaczego cala nasza gra opiera sie na 30 metrowych przezutach na afere? Kotor w calym meczu moze ze trzy razy wznowil pilke wyrzutem do obroncow. Reszta do dlugie balony ala Garncarczyk do obroncow przeciwnika. Defensywni unikaja gry chowajac sie za plecami. Taka prymitywna gra moze nie wystarczyc nawet na polska ekstraklape gdzie wiekszosc druzyn juz stara sie grac po ziemi. Takiego Lecha ciezko jest mi zaakceptowac.

    OdpowiedzUsuń